'Nie mogę zapomnieć...on tak bardzo przypomina Sammy'ego, że to aż boli! Unikanie go nic nie da. Mieszkamy pod tym samym dachem, uciekanie od niego jest nie logiczne. Co więc mam zrobić? Wiem, że mi nie pomożesz tato, ale musiałam to komuś napisać. Wiem, że zrozumiesz i...jeśli gdzies tam jest Sammy...pozdrów go ode mnie. Można pozdrawiać martwych? I tak już są nie żywi, ale... no tak.Odłożyła pióro i wezwała czarnego kruka. Ptak przyleciał natychmiastowo...jak zawsze.
Całuję,
Twoja córka Hazel Levesqe'
-Zanieś to do Podziemia. Do pana Plutona. -ptak przekręcił główkę i gwałtownie chwycił list w czarnej kopercie. Przy tym dziabnął Hazel w rękę.
-Ałaa, Creepy! -kruk na chwilę się zatrzymał. -Oh, nie ważne leć już! -odleciał.
Była już późna godzina, ale z rany wyciekał całkiem pokaźny strumyczek krwi. Niezauważenie przeszła obok pokoju swojego brata, gdzie jak zawsze panowała grobowa cisza i znalazła się w kuchni. Szafka z apteczką była niestety bardzo wysoko. Pomysł Annabeth, który nie był do końca logiczny...zwłaszcza w takim przypadku, gdy coś stało się w środku nocy, a ofiara nie mogła sięgnąć do półki.
Użyła więc krzesła. Podstawiła chwiejący się taboret i wskoczyła na niego. Przez chwilę stała w miejscu, czując kołysanie stołka, ale potem złapała równowagę. Teraz widziała, że na wszystkim czego dotknęła pozostały czerwone smugi. 'Pięknie...trzeba będzie to zmyć.' -prychnęła. Wyjęła plaster z granatowej torby i zakleiła nim ranę.
-Teraz trzeba tylko znaleźć jakieś środki czystości i pozmywać te plamy...gdzie to Ann przetrzymuje detergenty... -jej wzrok zatrzymał się dwie szafki od tej medycznej. -To chyba nie trudne... sięgnę tam bez problemu. -wyciągnęła rękę i otworzyła szklane drzwiczki. W tym samym momencie jej noga ześlizgnęła się z taboretu. Hazel zawisła nad ziemią, trzymając się tylko drzwiczek szafki. Jej ręce zaczynały się stawać mokre i ześlizgiwały się z metalowych uchwytów.
-Nie, proszę nie. -wyszeptała. Jednak i tak nie mogła dłużej utrzymać klamki. Puściła ją i spadła. 'Zderzenie z podłogą powinno być chyba bardziej bolesne... zaraz.. czy ja czuję męskie perfumy?' Otworzyła oczy i zobaczyła zaspaną i pełną troski twarz Leona.
-Złapałeś mnie...skąd wiedziałeś, że...?
-Nie wiedziałem! Potrzebowałem tylko szklanki wody...-uśmiechnął się. -Ale masz szczęście, że tu byłem, bo inaczej byłaby z ciebie mokra plama na podłodze.
W tedy do kuchni wleciał Creepy. Wylądował na ramieniu Hazel, w dziobie trzymał list.
Słonko, jesteś dzieckiem Plutona! To nic, że nienawidzisz Valdeza...z resztą odwiedzę cię osobiście musimy porozmawiać o czymś ważnym i...Zdążyła przeczytać tylko ten fragment, gdy Leo upuścił ją.
-Następnym razem ratuj się sama.
-Leo!
-Jak ty byś się czuła, gdybym obgadywał cię no nie wiem... na przykład z Zeusem?!
-Leo! -powtórzyła.
-Nie ważne... cześć... -chwycił szklankę z napojem i ruszył w stronę korytarza.
****************************
YeY ^^ znalazłam kartkę z prologiem 1!!! tJeszcze jeden prolog xDDD Prolog o Piper i będze można wyczekiwać pierwszego rozdziału :3